niedziela, 29 marca 2015

Ekstremalna szkoła miłości

Początek Wielkiego Postu, Wielkanoc pozostaje jeszcze odległym tematem, dyskusja o postanowieniach i wyrzeczeniach jakie planujemy podjąć z tym czasie. Jedna z dziewczyn wspomina o Ekstremalnej Drodze Krzyżowej. I to był moment w którym decyzja o wyjściu została podjęta za mnie. Chociaż jeszcze zupełnie nie wiedziałam z czym to się je, a moja wyobraźnia nawet przez chwilę nie wymyśliła sobie, że takie wydarzenia mogą być organizowane w mojej części kraju. To było ciche westchnięcie, że gdyby przydarzyła mi się możliwość to na pewno bym poszła, westchnięcie w ciepłym mieszkaniu z gorącą herbatą w ręku. Te kilka sekund i to co działo się w ciągu nich w mojej głowie wyklinałam coraz mocniej im bliżej był 27 marca.





Kiedy dowiedziałam się, że mam do wyboru w sumie aż 5 tras w moim rejonie nie mogłam zrobić nic innego jak tylko zapisać się na jedną z nich. Chciałam coś udowodnić. Wciąż nie wiem komu. Sobie, Jemu czy może złemu duchowi ? Wiedziałam jedno, skoro powiedziało się A, choćby tylko w myślach, nie mając pojęcia o czym się mówi, to trzeba powiedzieć B. Trasa została wybrana, a ja z dnia na dzień obrastałam w coraz więcej obaw.




Naprawdę Ekstremalnie zaczęło być w czwartek. Nawarstwiały się obowiązki do wypełnienia. Wiedziałam, że sama zawiniłam, bo wszystko zostawiłam na ostatnią chwilę. W wieczór poprzedzający wyjście mało brakowało a cofnęłabym swoje zgłoszenie. Jednak wciąż w głowie była jedna myśl, ta z wieczoru rozpoczynającego Wielki Post. W piątek było jeszcze gorzej. Deszcz padał od rana. To było już wystarczająco demotywujące, ale obiecałam sobie że nie będę narzekać. Podczas gdy mnóstwo osób w koło mówiło z przerażeniem o pogodzie, odradzało wyjście ja dziarsko ukrywałam cały strach. Potem przeciągnięcie egzaminu na uczelni o prawie 2 godziny, gigantyczne kolejki do kasy, niezałatwione sprawy urzędowe. Uciekający pociąg i łzy w oczach.

Mimo, że pokusa zrezygnowania była przeogromna i na każdym kroku dostawałam zaproszenie by z niej skorzystać, dalej mocno trzymałam się przy swoim. Wiedziałam, że muszę tam być. Ta Droga Krzyżowa była dla mnie postanowieniem Wielkopostnym z wykrzyknikiem, czułam że cokolwiek by sie nie wydarzyło to Ekstremalna Droga Krzyżowa jest moim zadaniem na tę noc. 

Udało się. O 18 przed wyjściem wspólna kolacja z przyjaciółmi. Lekko spóźniona, ale dotarłam. Teraz już nie było odwrotu. Pierwszą ekstremalną walkę duchową tego dnia udało mi się wygrać. Wyruszyliśmy. Już w trakcie Mszy Świętej Bóg działam we mnie bardzo osobiście i indywidualnie. 
Dawał mi subtelne znaki - czas się nauczyć kochać Aniu. Po spowiedzi wszystkie wątpliwości i stres odeszły. I pierwszy raz poczułam i powiedziałam głośno, że cieszę się, że tu jestem i podejmuję to wyzwanie. 38 km później już nie byłam taka chętna by to powtórzyć, ale kiedy osiągnęliśmy cel i mogłam klęknąć przed Najświętszym Sakramentem poczułam to samo.

Szliśmy w grupie sześcioosobowej i przyznaję się bez bicia, że nie byliśmy cicho, nie milczeliśmy i nie rozważaliśmy przez te 11 godzin w skupieniu stacji Drogi Krzyżowej. Były momenty ciszy, ale były i momenty na dyskusje i nawet na śmiech, kiedy pod koniec trasy już nawet rozum odmawiał posłuszeństwa. Może przez to nie przeżyliśmy Ekstremalnej Drogi Krzyżowej tak jak było w założeniu. Ale dla mnie ta wędrówka okazała się Ekstremalną Lekcją Miłości do bliźniego, z której egzaminu wcale nie zdałam na piątkę. 

Biorąc pod uwagę, że spotkaliśmy się wcześniej na wspólnym posiłku byliśmy na siebie skazani przez przynajmniej 15 godzin. Długie godziny marszu, każdy z nas był już zmęczony własnym ciężarem, a jeszcze trzeba było nieść ciężar innych. Kiedy jestem przemęczona i czuję się niekomfortowo, banalnie prosto wyprowadzić mnie z równowagi. Wprowadzam się w stan w którym najważnejszy staje się mój komfort psychiczny i fizyczny. Drugi człowiek schodzi na dalszy plan, a przecież nie tego uczy Ewangelia, nie taka chce być. Dodatkowo wiadomo, każdy ma inne tempo. Szybsi pośpieszają wolniejszych, którzy się irytują i z kolei spowalniają szybszych. I tak przez ponad 40 km. Kiedy nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa ostatnia rzecz o której myślałam, to moi znajomi z którymi ruszyłam w trasę. Myślałam tylko o celu. Przez ostatnie 10 km tempo narzucałam sobie sama i im bliżej Fromborka tym bardziej je zwiększałam. Chciałam dotrzeć, nie ważne co miało by się dziać z innymi, ja chciałam już być u celu. Na całe szczęście wszyscy doszliśmy na własnych nogach i nikt nie wymagał mojej fizycznej obecności, ale biegnąc do przodu wcale nie miałam takiej pewności. Egzamin z miłości do bliźniego ? Oblany i to boleśnie. Boleśnie duchowo i fizycznie.

Był też czas na rozmowy o Bogu, nawet 6 kilometrowe rozmowy. Dla mnie jeden z bardziej wartościowych punktów tej wyprawy i nie zamieniłabym tego czasu na rozważanie w milczeniu. Myślę, że nocne wędrowanie, z Krzyżem Chrystusa przed oczami to idealna okazja by przedyskutować swoje wątpliwości wiary. Może kiedyś będzie mi dane iść samotnie w tej wędrówce, ale czy wtedy dostrzegę tak bardzo swój egoizm?

Chociaż trasa dość dobrze mi znana i fizycznie czułam się przygotowana w porządku to jednak nocna droga, brak snu i dłuższa przerwa w podejmowaniu wędrówek sprawiły, że gdzieś pomiędzy 32 a 38 kilometrem, chciałam się poddać. Marzyłam żeby zostać i nie iść ani metra dalej. Później chyba już przełamałam jakąś barierę, bo pomimo okropnego bóli zwłaszcza w tylnej części ud, nie czułam się aż tak tragicznie, mogłam iść przed siebie.

Kiedy doszliśmy do katedr we Fromborku i mogłam klęknąć tak blisko Najświętszego Sakramentu - wszystko co się kłębiło w duszy zostało rozwiane. Cel został osiągnięty. I to najpiękniejszy cel, czułam się wręcz wyściskana przez samego Jezusa, czułam jego radość z mojej obecności z tego, zwłaszcza z tego że w ogóle wyruszyłam, nie poddając się demonowi zniechęcenia. 

Ekstremalność trwała aż do dziś. Musiałam się skoro świt zbierać do pracy, o 18 nie wytrzymałam i położyłam się na drzemkę. Kiedy o 18.45 zadzwonił budzik, który informował mnie o tym, żę czas zbierać się na Eucharystie, wszystko co fizyczne we mnie odmówiło posłuszeństwa. Trzęsłam się z zimna, nogi obolałe, zakwasy w dolnej części pleców, a na stopach jakby materializowały się odciski, których wcześniej nie było.Chciałoby się zostać w domu, odpuścić Eucharystię, no bo jeszcze jak sobie pomyślałam o staniu na odczytaniu Męki Chrystusa, to łapałam się za głowę. Ale i tym razem udało się pokonać to co fizyczne i dopełnić to co rozpoczęłam w piątek. 

Jeszcze mi się w głowie dużo układa, Bóg działa we mnie intensywnie, jeszcze nie do końca widzę, wszystko co miała przynieść ta Ekstremalna przygoda. Duch Święty we mnie pracuje i pewnie jak to zwykle robi, małymi kroczkami będzie mi pokazywał wszystko co uczynił ten czas.


3 komentarze:

  1. Piękne świadectwo, umacniające. Mimo tylu przeciwności dałaś radę! Gratuluje! :)
    Również pierwszy raz w życiu w tym roku uczestniczyłam w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej
    EDK jest najciekawszym przeżyciem w moim życiu jak do tej pory. Do pokonania miałam 52,5km, które pokonałam w niecałe 12 godzin. Jest to tak mocne odczucie miłości i wsparcia Boga podczas drogi, że nie da się tego opisać słowami. Również jest to pokonanie siebie, swoich słabości i przekroczenie granic możliwości. Polecam każdemu udział, na pewno w przyszłym roku będę szła, bo warto! "Nie warto żyć normalnie, warto żyć ekstremalnie"

    OdpowiedzUsuń
  2. Im trudniej tym efektywniej!
    Im bardziej boli tym wartościowsze staje się wyzwanie!

    Nic nie dzieje się w życiu przypadkiem, a każda życiowa potyczka czy to wygrana czy przegrana czegoś nas uczy.

    Wielkie świadectwo, nie tylko walki ale również życia. Cały blok przepełniony jest silną wiarą, ale nie taką jak zwykle jest spotykana, widać wyraźnie że jest to przemyślana przeżyta twarda silna i harda wiara wprowadzona w życie, a nie jakaś ładna "kościółkowa" wiara.

    Żyjesz, działasz, kierujesz się pasją i ufnością Bogu. Mało jest takich ludzi. Tego się trzymaj i nie zmieniaj tego! Zazdroszczę tej wiary i tego odkrywania Boga.

    Dziękuje za świadectwo
    Adam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawie przeczytać o EDK z perspektywy kobiety.
    Ja od zeszłego roku praktykuję EDK całkowicie samotne, poza oficjalnym terminem, żeby nie iść w tłumie I jest tak:.http://www.operator-paramedyk.pl/2014/03/31/krzyzyknadroge/ .

    OdpowiedzUsuń