środa, 25 marca 2015

Żołnierska wrażliwość i ufność.

Kiedy wchodziłam na drogę nawrócenia, nie było dnia w którym nie słyszałabym tych trzech pięknych słów "Bóg cie kocha". Wierciły dziurę w mojej głowie i zapisywały się coraz głębiej. Razem z tymi słowami szły kolejne, że Bóg błogosławi tym którzy go kochają, że wziął moją karę na siebie, a ja jestem jego ostatecznym, najpiękniejszy stworzeniem. On Sam skutecznie potwierdzał to wszystko. Wlewał w moje serce wielką, głęboką radość podczas adoracji Najświętszego sakramentu, przytulał mnie tak mocno i czule jednocześnie jak nikt do tej pory, a na dodatek mówił do mnie po imieniu. Nagle wszystko się rozmyło..



Skończyła się ckliwa muzyka w tle, a głos czule szepcący o miłości do mnie zmienił się w poważny, mocny ton zapraszający do wejścia na ring. Zaczęło robić się poważnie i wymagająco. Czy ktoś mnie oszukał? Dlaczego nikt mi nie powiedział dokąd prowadzi droga na, którą weszłam? Gdzie podziała się ławka w wygodnym, ciepłym kościele ?

Zaczęła się walka na śmierć i życie. I to dosłownie. Komuś wyraźnie nie podobało się, że wybieram życie, że wchodzę w coraz bardziej ścisłą relację z Chrystusem. Ten ktoś bardzo mocno chciał, żebym zawróciła z tej ścieżki, kiedy pokusy przestały działać sięgnął po ostrzejsze środki. Ale ja sięgnęłam po różaniec, to Ojciec mnie w niego wyposażył, wsadził go w moje dłonie i w serce jako potężną broń, która ratuje życie. Oprócz broni wyposażył mnie też w armię, armię tych, którzy nieustanną modlitwą, walczyli razem ze mną.




Zaczęła się walka z własnymi słabościami. Im bliżej Boga, tym jakby ich więcej, a lista grzechów zamiast się kurczyć robi się coraz dłuższa. Walka ciężka, bo wymagająca pozostawienia swojego życia, proponująca nowe, nie zawsze łatwiejsze decyzje. On dał mi sakrament pojednania i niesamowitego kierownika duchowego, który wiedział jak bez podawania gotowych rozwiązać wskazać mi to na czym powinnam się skupić.

Zaczęły się wymagania. Usłyszałam Ewangelię i ją przyjęłam, a On nie pozwolił mi jej zatrzymać dla siebie. Wzbudził pragnienie pójścia z Nią do ludzi, dawania świadectwa. Słowem też, ale przede wszystkim życiem. Powiedział mi abym wstała, otrzepała się z resztek smutku, skończyła z użalaniem się nad sobą i żałobą, którą nałożyłam sobie ze względu na siebie samą. I dał mi Ducha Świętego, który prowadzi mnie tam gdzie być powinnam, by służyć tym, co od Niego otrzymałam.

I nie żałuję, że weszłam na tą drogę. Przestałam być słaba, nieużyteczna, pozwalająca się wykorzystywać i przestawiać z kąta w kąt. Jestem dziś żołnierzem, żołnierzem Jezusa Chrystusa, który walczy w Jego imię, Jego łaską i Jego siłą. Nie zabrał mi wrażliwości, emocjonalności, uprzejmości ani ufności. Uczynił z nich moją broń. Z tego co mnie gubiło uczynił to co dziś jest moją mocną stroną. 

"Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska"
Rz 5, 20

A na czułe wyznania od mojego Ojca i od Oblubieńca też przychodzi czas i pozwalają mi panować nad strachem. Kiedy dzień ma się ku końcowi i spędzamy razem wieczór, kiedy upadam z sił i widzę pełne dumy i miłości spojrzenie, kiedy wyprowadza mnie tam, gdzie specjalnie dla mnie maluje pejzaże i ubarwia krajobrazy. Jego miłość jest przepiękna, a podarunki najpiękniejsze ze wszystkich. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz